Mijają wieki, zanikają lub zmieniają się obyczaje. Tradycje bożonarodzeniowe również zmieniają swą formę, lecz treść jest niezmienna. Myślę, że zaciekawią czytelników informacje jak od czasów średniowiecza do pierwszych dziesięcioleci XX w. obchodzono w Europie Boże Narodzenie. Uroczystość ta w dawnym świecie chrześcijańskim nie posiadała ściśle określonej daty. Dopiero około 340 roku papież Juliusz I ogłosił noc z 24 na 25 grudnia jako datę przyjścia na świat Zbawiciela.
W średniowieczu, w sposób bardzo okazały dzień ten był usymbolizowany przez Kościół. Odprawiano więc trzy Msze święte: pierwszą o północy, drugą o świcie, a trzecią wczesnym rankiem. Przy ołtarzu, gdzie odbywało się nabożeństwo stawiano dużą i okazałą szopkę. Dekoracje przedstawiały góry, z nich zstępowali trzej królowie w otoczeniu dworzan. W dolinie znajdowali się pasterze. W małej kapliczce urządzano wnętrze stajenki, w której widać było Przenajświętszą Rodzinę. W głębi stajenki widać było uwiązanych do żłobu wołu i osła. U stropu jaśniała gwiazda. Przed szopką odbywała się pantomima połączona z dialogiem, który wiodły cztery osoby, przebrane za koguta, wołu, osła i jagnię. Pierwszy odzywał się kogut: „Puer natus est nobis” (Dziecię nam się narodziło). – „Ubi?” – (gdzie) pytali wół i osioł. „Bethlehem”. Po czym wszyscy z okrzykiem „Adeamus” zbliżali się do szopki i klękali przed Dzieciątkiem. W innych kościołach ustawiano szopkę za ołtarzem, nad którym po odśpiewaniu „Te Deum” ukazywał się chłopiec, przebrany za anioła, zwiastujący w odpowiednich słowach narodziny Zbawiciela. Słysząc to pasterze w uroczystym pochodzie okrążali ołtarz i klękali przed stajenką śpiewając pieśń „Pax in terris”. Na zakończenie przemawiał kapłan: „Teraz oddalcie się, pasterze, i powiedzcie, coście widzieli. Zwiastujcie światu Tego, Który przyszedł!” Pasterze odpowiadali chórem: „Widzieliśmy Dzieciątko i zwiastujemy Jego urodziny!”, następnie odchodzili śpiewając „Benedicamus” oraz starą psalmodię „Ecce completa fuit”. Po nocnym i rannym nabożeństwie następowała biesiada, która z biegiem czasu ze skromnej uczty chrześcijańskiej przerodziła się w bardzo wesołe festyny.
Król Francji Karol VI (1369-1422) wyprawił w pałacu królowej Blanki obchód świąteczny, zwany Rexeillon, podczas którego zaproszeni goście wystąpili w najdziwaczniejszych kostiumach przedstawiających smoki, fantastyczne ptaki czy postaci legendowe. Zabawa trwała cały dzień. Pamiętnikarze określili wręcz, że była szalona. Przewodniczył jej nadworny trefuis królewski, zwany urzędowo maitre – ès – gaieté. Na głowie miał koronę obwieszoną dzwonkami, a w ręku berło. Każdy z gości musiał się uznać za poddanego błazna i spełniać jego rozkazy. Jedynym śladem tego dawnego obyczaju we Francji pozostał gwar i ruch trwający od mszy północnej do samego rana, późna wieczerza, czy zwyczaj noworocznych podarunków składających się z bombonierek i pudełek z owocami smażonymi w cukrze. Za czasów drugiego cesarstwa urządzano w Tuileries (rezydencja królewska w Paryżu) choinkę dla dworu, lecz zwyczaj ten nie rozpowszechnił się wśród ludności Paryża. W północnych departamentach jeszcze na początku XX w. zachował się zwyczaj, że między Bożym Narodzeniem a Nowym Rokiem wiejskie dzieci niosąc pęki jemioły chodziły od domu do domu wołając „Wesołego Nowego Roku” domagając się podarków. W Normandii, w dniu wigilijnym zamożniejsi obywatele gościli biedaków.
W protestanckiej Anglii Boże Narodzenie to nie tylko święto kościelne lecz również narodowe i rodzinne. Starym zwyczajem, który trwał jeszcze w XX w., w wieczór wigilijny mali chłopcy krążyli z zapalonymi latarniami i śpiewami od domu do domu. Zamożniejsze niewiasty (jak nakazywał prastary obyczaj) obdarowywały ubogie dzieci ciepłą odzieżą własnoręcznie uszytą. Nie brakowało również wesołej zabawy. Po dworach wiejskich gdy skończono wieczerzę gromadzono się w kuchni. U sufitu wisiała gałąź jemioły, pod nią to każdy mężczyzna schwytawszy którąkolwiek z kobiet, miał prawo ją pocałować. Zwyczaj ubierania choinki dla dzieci wprowadził w Anglii książę Albert, małżonek królowej Wiktorii (1819-1901).
W krajach południowych zamiast przystrojonej choinki na pierwszym planie znajdowała się szopka. We włoskich kościołach zajmowała boczne kaplice. W okolicach Neapolu, o północy w prywatnych domach gdzie wystawiano jasełka, odprawiano ceremonię przeniesienia woskowej lalki wyobrażającej Dzieciątko Jezus, do żłobka. Do tego aktu zapraszano kapłana lub zakonnika, a pozostali domownicy nucili pobożne pieśni. Przekazy mówią, że w niektórych włoskich świątyniach młodzież recytowała w porze popołudniowej dialogi o przyjściu na świat Zbawiciela. Trwało to aż do świąt Trzech Króli. W okresie świątecznym, głównie w Neapolu teatrzyki ludowe odgrywały widowisko, w którym obok Matki Boskiej i św. Józefa występują, jako zły demon – Pluto, bóg piekieł oraz figura komiczna – Razzulo. Przy pomocy podwładnych mu żywiołów Pluto usiłuje przeszkodzić pielgrzymce Bogurodzicy, ale w obronie jej staje archanioł Gabriel, z ognistym mieczem w ręku oraz poczciwy i zarazem przebiegły Razzulo. Kroniki wspominają, że w Neapolu głównym daniem wigilijnej wieczerzy był węgorz. Potrawa z tej ryby musiała znaleźć się na stole bogacza i biedaka. Gdy tylko zapadła noc mieszkańcy zapalali sztuczne ognie i wesoło bawili się na ulicach okazując swój południowy temperament.
Również w Hiszpanii sztuczne ognie odgrywały główną rolę w programie świątecznym. Gdy tylko zakończyła się msza pasterska tłumy wylegały na ulice by śpiewać i tańczyć przy huku petard. Hiszpanie dwukrotnie tego wieczoru zasiadali do wieczerzy. Przed „Pasterką” zastawiali stoły postnymi, a po powrocie z kościoła mięsnymi potrawami. Pobożni śpiewali religijne pieśni pod figurami świętych i przydrożnymi krzyżami.
Nasze polskie świąteczne zwyczaje również były bogate w treść, choć mniej było wystawy zewnętrznej, a więcej skupienia w rodzinnym gronie.
W staropolskim dworze już od świtu w dzień wigilijny panował ruch odświętny. Wczesnym rankiem mężczyźni wyruszali na łowy, a młodsza służba wycinała przeręble w stawach i sadzawkach i łowiła ryby. Obok szczupaka z szafranem, obowiązkowa była zupa migdałowa z rodzynkami i barszcz ze śledziowymi uszkami. Okonie podawano z posiekanymi jajkami i oliwą, karp w sosie, krążki z chrzanem, łamańce z makiem i z miodem. Koniecznym na każdym stole pieczywem była olbrzymia strucla. Gdy zabłysła pierwsza gwiazdka na niebie, gospodarz i gospodyni domu dzielili się opłatkiem z rodziną, z gośćmi i z domownikami, życząc wszystkim zdrowia i wszelkiej pomyślności. Po życzeniach zasiadano do stołu wigilijnego, nakrytego obrusem, pod którym szeleściło rozesłane cienko siano. Stół opasywano łańcuchem, aby się chleb domu trzymał. Na podłodze pod stołem kładziono żelazo od pługa, aby krety roli nie psuły, a w kącie stawiano snop zboża. Pod koniec wieczerzy panny i kawalerowie wyciągali spod obrusa źdźbła siana, zielone źdźbło oznaczało wstąpienie w związek małżeński jeszcze podczas zapustów, zwiędłe – dalsze wyczekiwanie, żółte – stan bezżenny aż do śmierci. Również ze snopów wyciągano kłosy, a z nich ziarenka. Parzysta liczba oznaczała rychły ślub. Na zakończenie uczty wigilijnej śpiewano kolędy, a potem spieszono na pasterkę odprawianą w kościołach o północy.
Na zakończenie życzenia.
Ile jest liści na kapuście,
Ile cebula ma sukienek,
Ile bakalii w słodkim keksie,
Ile w makówce maku ziarenek,
Ile jest malin w konfiturze,
A ile wiśni w wiśniowym soku,
Tyle radości, tyle szczęścia
Życzę Państwu w Święta i w Nowym Roku!
Krzysztof Kiniorski